wtorek, 22 grudnia 2015

I wanna do bad things with you


Tak, wiem, bardzo świątecznie. Tak bardzo, że bardziej się już chyba nie dało :) Ale no cóż, nie wszędzie musi być świątecznie. 

niedziela, 20 grudnia 2015

Jaka książka sprawiła, że zacząłeś czytać?


Zastanawiam się nad tym już od lipca lub sierpnia. Wtedy bowiem czytałam "Znalezione nie kradzione" Stephena Kinga, akcja tam toczyła się wokół serii książek i taki oto fragment przykuł mą uwagę na tyle, że przestałam czytać, a zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Dla czytelników jednym z najbardziej elektryzujących odkryć jest właśnie to, że są czytelnikami - że nie tylko potrafią czytać, ale że są w tym zakochani. Beznadziejnie. Bez reszty. Pierwszej książki, która to sprawi nie zapomina się nigdy. Każda strona niesie nowe objawienie, nowy ogień i zachyt: "Tak! Właśnie tak jest! Tak! Też to widziałem!" I oczywiście: "Ja też tak myślę! Ja też tak CZUJĘ!".

Zapytałam wtedy rodziców, oni pamiętają od czego, a w połowie nawet, całą sytuację jak zaczęli czytać. Rozmyślałam nad tym, aż w końcu wypadło mi to troszkę z głowy. Do czasu, gdy sięgnęłam po "Cień Wiatru" Carlosa Ruiza Zafona i ta zagwozdka wróciła, z siłą kowadła.

Kiedyś usłyszałem, jak jeden z klientów ojca powiedział w księgarni, że niewiele rzeczy ma na człowieka tak wielki wpływ jak pierwsza książka, która od razu trafia do jego serca. Owe pierwsze obrazy, echa słów, choć wydają się pozostawać gdzieś daleko za nami, towarzyszą nam przez całe życie i wznoszą pałac, do którego, wcześniej czy później - i nieważne, ile w tym czasie przeczytaliśmy książek, ile nowych światów odkryliśmy, ile się nauczyliśmy i ile zdążyliśmy zapomnieć - wrócimy.

Jakkolwiek bardzo nie próbuję sobie przypomnieć, ja nie pamiętam. Nie mam pojęcia. Wiem, że w domu zawsze były książki, lubiłam je, mimo że nauczyłam się czytać dopiero w podstawówce. Po paru miesiącach pierwszej klasy w ramach lekcji była wycieczka do pobliskiej dziecięcej biblioteki miejskiej. Teraz jak się zastanawiam to nie wiem czemu, przecież była też szkolna. W każdym razie Pani ładnie opowiadała o wszystkim, pokazywała katalogi i wyrabiała karty biblioteczne. Wiem, że zaczęłam tam bardzo chętnie bywać i wypożyczać różne różności, ale jednocześnie pamiętam, że jedną z pierwszych lektur był Kopciuszek. Taka sporego formatu cieniutka książeczka i jej nie przeczytałam do końca. Czemu, przecież uwielbiałam Disney'owskiego Kopciuszka, to podobno jedna z moich ulubionych bajek z wczesnych lat. Może miałam już przesyt. I co czytałam później? Na pewno coś czytałam, ale nie pamiętam co. Oo, Dzieci z Bullerbyn też nie skończyłam, jakaś niechęć do lektur od małego i została na stałe. Później miałam cudowną nauczycielkę od języka polskiego i przy niej zaczęłam czytać naprawdę sporo ciekawych rzeczy, niekoniecznie dla dzieci w tym wieku. Harry Potter nie, Tolkien nie, jakiś King nie, nie wiem, nie mam pojęcia co było moją pierwszą miłością. Może można kochać książki tak o, po prostu, bez tego impulsu. Od zawsze..

środa, 16 grudnia 2015

Przedświąteczny horror


Czas przed świętami Bożego Narodzenia można określić mianem co najmniej zwariowanego. Od końca listopada z każdym dniem chcąc nie chcąc, w pewnym momencie wszyscy zaczynają czuć tą "atmosferę". Lecz, czy miesiąc przygotowań, bądź w najbardziej optymistycznej wersji tydzień, jest tego wart? Podejrzewam, że ludzie tracą więcej energii i zdrowia na udekorowaniu domu, zakupach, dobraniu torebki do butów stryjecznej ciotki od strony męża, by dobrze wyglądać w kościele, niż mają z tego radości. Ale co ja tam wiem, w końcu to nie moje święta..

Jednakże nie ma straszniejszej rzeczy niż zakupy w grudniu. Obojętnie, czy to spożywcze, czy jakiekolwiek inne. To istny horror. Moja przestrzeń osobista jeszcze nie doszła całkowicie do siebie po koncercie Comy (i zanim ktoś powie: "przecież to był koncert idiotko, czego się spodziewałaś", to byłam na tylu koncertach, że jestem w stanie stwierdzić absolutnie, że ten był wyjątkowy pod względem tłumów), a teraz musi się zmagać z hordami w sklepach. Przecież przed nami apokalipsa, całe dwa dni wolnego i trzeba zrobić mnóstwo niesamowitych potraw, które w większej mierze zostaną później wyrzucone. A na samą myśl osób kurczowo trzymających wózki, którymi zastawiają całe alejki w poprzek i nijak, ani troszkę nie przejmują się resztą ludzi, którzy też mogliby się gdzieś śpieszyć, to aż mnie trzęsie. Przecież każdy chciałby ukraść taki wózek, pełen niezapłaconych produktów. Jej, ktoś zrobił zakupy za mnie! Eh... Tak, kupno prezentów dla rodziny jeszcze przede mną. Niestety nie da się kupić wszystkiego przez internet :)

piątek, 11 grudnia 2015

Brandon Sanderson - Droga Królów

Autor: Brandon Sanderson
Tytuł: Droga Królów
Oryginalny tytuł: The Way of Kings
Cykl: Archiwum Burzowego Światła
Wydawnictwo: Mag
Rok wydania: 2014
Rok wydania oryginału: 2010
Ilość stron: 960
Cena z okładki: 59,00 zł
Ocena: 9,6/10



Powieść, która była pisana przez kilka lat, a pierwsze zarysy fabuły powstały kilkanaście temu. Ponad 900 stronicowa pozycja, a w czeluściach internetu wyczytane, że seria ma mieć dziesięć tomów. Tak, ja też miałam lekkie obawy przez rozpoczęciem tej lektury. Ta cegiełka stała sobie ładnie wyeksponowana na półce, a ja na nią ukradkiem spoglądałam. Aż w końcu nie wytrzymałam...

Nawet nie zamierzam próbować streszczać fabuły, bo jest to bardzo trudne zadanie. Przedstawię jedynie czwórkę naszych głównych bohaterów. Kaladin, młody, świetnie wyszkolony włócznik, były uczeń chirurga, który w wyniku pewnych wydarzeń zostaje niewolnikiem. Shallan, dziewczyna z pomniejszego rodu, która musi opuścić rodzinny dom, by znaleźć sposób na uratowanie najbliższych od bankructwa. Dalinar Kholin, arcyksiążę Alethkaru, jednego z królestw Rosharu, który po śmierci króla, swojego brata, stara się kierować słowami zawartymi w tytułowej "Drodze Królów", przez co naraża się na drwiny innych arcyksiążąt. Szeth, zabójca, który wykonuje wszystkie polecenia tego, kto ma jego Kamień Przysięgi.

Od pierwszych stron książki autor wrzuca nas na głęboką wodę. Na początku można być lekko przytłoczonym ilością złożonych elementów przedstawionego świata, lecz wraz z kolejnymi przerzuconymi stronami zaczyna się to wszystko układać w logiczną całość i poznajemy świat "Drogi Królów". A jaki to świat? Roshar jest zamieszkany przez kilka różnych ludów. Każdy ma swoją tradycję, zwyczaje, lecz nie wszystkie jest nam dane zgłębić dokładnie. Naszym głównym królestwem jest Alethkar i jest on rządzony przez jasnookich, a ciemnoocy muszą się im podporządkować. Niektórzy potrafią władać magią, a część jest uczonymi (głównie kobiety). Cały kraj nawiedzają nieujarzmione żywioły, w formie arcyburz, podczas których kamienie szlachetne napełniają się światłem, a jest to tutejsza waluta. Bardzo ważną rolę odgrywa religia oraz wydarzenia, które odbyły się wiele lat temu i mistyczne postacie zwane Świetlistymi, po których pozostały Odpryski. Zbroja oraz oręż, które powodują, że jest się prawie niezwyciężonym w walce. Świat, który przedstawił autor jest bardzo rozległy i szczegółowy, ale również tak przemyślany, że można być tylko pełnym podziwu dla Pana Sandersona. Chociaż to, że tylko kobiety uczą się pisać oraz czytać, a mężczyźni zajmują się walką mogło się zrodzić jedynie w męskim umyśle.

Od początku mamy wiele pytań, mało odpowiedzi, sporo zagadek, lecz troszkę cierpliwości i wszystko powoli się wyjaśnia. Ale to nie znaczy, że lektura jest trudna, nudna, bądź kłopotliwa. Według mnie wręcz przeciwnie, powoduje to, że jest niesamowicie wciągająca i tym bardziej chcemy wiedzieć, co kryje się na następnej stronie.

Trzeba również wspomnieć o kreacji bohaterów. Autor przedstawił nam skomplikowane charaktery ludzi wywodzących się z różnych warstw społecznych oraz dążących do różnych celów. W tym przypadku również dzieje się to stopniowo, dostajemy element układanki po elemencie. Nie, na szczęście, nie zostajemy zasypani całą górą klocków naraz.

"Droga Królów" to opowieść o honorze, dążeniu do ideałów, walce o władzę, a często również o życie. Pełna spisków, intryg, niejednokrotnie zaskakująca i zmieniająca tor akcji w najmniej oczekiwanym momencie. Cała księga jest wręcz przeniknięta emocjami bohaterów, a oni zmieniają się i dorastają na naszych oczach. Wszystko otoczone fantastycznym światem, mistrzowsko skonstruowanym, pełnym detali tak jak zwierzęta i unikalne rośliny.

Niesamowita. Wyjątkowa. Cudowna. Fantastyczna. Można by tak jeszcze dłużej wymieniać, bo ta książka na to zasługuje. Jestem całkowicie oczarowana i zakochana w "Drodze Królów" (jakby ktoś jeszcze tego nie zauważył). Jeden z lepszych tytułów jakie czytałam w swoim życiu. A jej wydanie... Ta cegiełka jest złota i nie, nie mówię tutaj złoceniu na jej okładce. Mapek oraz ilustracji jest mnóstwo, a ilość szczegółów widocznych na każdej z nich jest wprost zapierająca dech w piersiach. A nawet opis z tyłu okładki jest tak ułożony, że nie zdradza nam zbyt wiele fabuły, co wbrew pozorom nie jest takie oczywiste.

Bardzo ciężko jest polecić "Drogę Królów" w paru słowach. To kawał (dosyć gruby, nie da się ukryć) dobrego fanstasy. Niezwykłego. Podobnego w stylu do? Do nikogo. To jest pióro Brandona Sandersona, tylko i wyłącznie. Mimo pewnych niedogodności podczas czytania tak opasłego tomiszcza sięgnę po niego jeszcze nie raz, na pewno. A na półkę, gdzie sobie stoi, będę od tej pory spoglądać z niemałą czułością.

środa, 9 grudnia 2015

We get what we deserve




Ajj, przecudowne.. Można zamknąć oczy i słuchać, i słuchać... 




Skończyłam czytać, w końcu, wreszcie, ale mam taki mały smuteczek, że to już. I tworzę słowa, o tej serii trzeba coś napisać. Może nie tworzę, a łączę. O, to ładne. Łączę słowa :) 

niedziela, 6 grudnia 2015

Do grzecznych lisków Mikołaj zawsze przychodzi


I nie wiem kogo to bardziej bawi. Mnie, czy moich rodziców :)
Dzień dziecka też jest obowiązkowy, mimo iż "dzieciaczki" troszkę stare już :)

piątek, 4 grudnia 2015

Nieudany tydzień śniadań

Yym.. Ee.. Znaczy ja bardzo polecam śniadania, są bardzo zdrowe, organizm lepiej działa itd. Ale czasami po prostu no nie wychodzi, a nie będę Wam pokazywać samej kawy :)

Ale za to mogę się pochwalić, czo Lisiczka robi dzisiaj i jakie ma śliczne paznokcie z tej okazji :D



A to w tle to wcale nie jest pościel. Niee... Nie nie. Skądże. Nie ma czasu na śniadanie, a łóżeczko jeszcze nie złożone. Niee, na pewno nie ^^ 

czwartek, 3 grudnia 2015

Tydzień śniadań Lisa - czwartek

Wiem, wiem, białe pieczywo, niezdrowe, tuczące, ogólnie samo zło. Ale jak tu się oprzeć jak wchodzisz rano do kuchni, a tam czeka na Ciebie świeżutka pachnąca chałka. No nie da się. Przynajmniej lisy nie potrafią :) Raz na jakiś czas można ^^


środa, 2 grudnia 2015

Tydzień śniadań Lisa - środa

Dzień, w którym nie chce się nic robić, a śniadania w szczególności. Brzydko, ciemno, pada, wieje, pogoda fuj. W związku z tym lis meteopata je płatki cheerios oats z bananem i mlekiem, a do tego standardowa kawcia nescafe :)


Te płatki same również są bardzo dobre, ale jakoś tak z przyzwyczajenia dodaje banana żeby było pożywniej i zdrowiej :D

wtorek, 1 grudnia 2015

Tydzień śniadań Lisa - wtorek

Dzisiaj płatki orkiszowe na mleku z gruszką i otrębami :)


Może nie wygląda cudownie i jest raczej taką zupą mleczną, ale jest pyszne.

- 4 łyżki płatków orkiszowych
- 1,5 łyżki otrębów (tutaj mieszanka pszennych, owsianych i orkiszowych)
- 1 gruszka
- 200 ml mleka (tutaj zwykłe 3%)

Mleko wlewam do garnka, zaczynam powoli podgrzewać. W tym czasie obieram gruszkę, kroję na kawałeczki i wrzucam do mleka. Dosypuję płatki i otręby, gotuję parę minut. Tylko tyle, żeby płatki zmiękły, bo orkiszowe i tak nie zagęszczą mleka.
Całość wychodzi słodziutka, gruszka łatwo się dzieli swoim cukrem. A w między czasie można sobie herbatkę zrobić ^^