wtorek, 18 października 2016

All we do is hide away

Miało być dużo postów, regularnie, aktywnie, super i tak dalej, ale... No właśnie ale. Lisicę chyba dopadła jesienna depresja. Albo chociaż brak humoru i chęci na wszystko. Jedna recenzja napisana półtora tygodnia temu, czeka na zredagowanie (może jakieś dobre duszki się nad nią zlitują ^^), druga w głowie (tutaj może lepiej, żeby duszki nie ingerowały). Obydwie muszą się ukazać :)

Z ciekawych rzeczy to ostatnio sporo interesuję się Project Life. Chyba zainwestuję i zacznę od stycznia. Oraz Bullet Journal, jednakże co to do tego nie jestem pewna.. Biorąc pod uwagę jak wygląda mój kalendarz to obawiam się, że to nie dla mnie. Ale na pewno równie ciekawe.


Macie, przynajmniej obejrzyjcie coś pięknego do tego marudzenia :) 


Ajj, śliczne

czwartek, 29 września 2016

2 tygodnie z mi band 2

Na wstępie zaznaczę, że ani ja nie jestem super pro aktywna fizycznie, ani nie przestrzegam do końca zasad noszenia tej opaski, ani nie jest to do końca recenzja. Takie o, po prostu moje przemyślenia po dwóch tygodniach. 

Jestem zachwycona :) Jak ktoś nie wie to mi band 2 jest zegarkiem, krokomierzem i pulsometrem. 


Po naciśnięciu przycisku (nie jest on wypukły, nie reaguje na ubrania, więc nie da się go nacisnąć przypadkowo) wyświetla nam się godzina, po kolejnym dotknięciu ilość kroków z dnia dzisiejszego, następnie liczba metrów, spalone kalorie, pomiar pulsu i na końcu procent baterii. Żeby się samo zaświeciło to trzeba podnieść rękę prostopadle do wzroku, ale tylko przyciskiem w dół, w drugą stronę się nie zaświeci, więc raczej nie ma opcji, by w nocy nam świeciło po twarzy. 

Opaska jest wygodna, nawet dla takich chudych łapek jak moje. Myślałam, że będzie przeszkadzać w nocy, ale nic z tych rzeczy. Noszę ją cały czas, jest wodoodporna, więc w ogóle się o nią nie martwię. Powinno się ją nosić nad nadgarstkiem, dosyć ciasno, aby pomiar pulsu był jak najbardziej obiektywny, tak jak jest pokazane tutaj: 


Jednakże ja wolę mieć oczko luźniej i móc sobie ją przesunąć bliżej dłoni. Aż tak mi nie zależy na dokładności pomiaru pulsu. Gdy noszę prawidłowo to wygląda tak: 



Nie boli, nic się nie dzieje, po prostu się odbija na ręce. 

Opaska ma również funkcję pomiaru snu, która u mnie się dosyć średnio sprawdza. Nie żebym się spodziewała cudów, ale.. Pokazuje mi czas spędzony w pozycji leżącej i stwierdza, że przespałam tyle czasu. Co czasami wychodzi dosyć śmiesznie :) 



Jak ktoś jest bardzo dokładny to może edytować czas spania.. 


Albo się pochwalić ile przespał ;D Tak samo jest z krokami, a nawet pulsem. 
Nie ma to jak udostępnić znajomym "patrzcie na mój puls" \o/


Poza tym opaska jest mega motywująca. Przynajmniej dla mnie, ja lubię mieć wszystko ładnie napisane. Gdy byłam chora i nie byłam w stanie zrobić mojego dziennego minimum to bardzo ubolewałam nad stratą pucharu ;C 



Opaska ma parę innych ciekawych funkcji. Może wibrować jak ktoś dzwoni (przydatne dla kobiet, które noszą telefon w torebce), może budzić wibracjami, przypominać o aktywności fizycznej, gdy za długo się siedzi. I chyba tylko dla użytkowników telefonów Xiaomi może odblokowywać ekran telefonu. Wszystko za pomocą Bluetooth. 


Mam ją tylko 2 tygodnie. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy faktycznie można z nią nurkować, czy zapięcie się nie psuje, czy kroki są liczone idealnie, ale to mało ważne. Jestem z niej bardzo zadowolona. Fajny gadżet. Polecam, kupujcie takie prezenty swoim dziewczynom :) 








niedziela, 11 września 2016

24 fakty z okazji 24 urodzin



Nie, niestety nie żartuję i mam już 24 lata (powiedziałam to, uff)
Tak, wiem że nie wyglądam. Nic nie poradzę :) 


  1. Jestem uzależniona od kawy.
  2. Nie jestem przesądna.
  3. Mam wszystkie cechy mojego znaku zodiaku, czyli Panny.
  4. Miłościami mojego życia są książki, muzyka i fotografia.
  5. Chciałabym pisać książki, ale tego nie potrafię. Chciałabym tworzyć muzykę, ale tego też nie potrafię. I uwielbiam robić zdjęcia, mimo iż tego nie potrafię, a co :)
  6. Marzę o tym, by zamieszkać w Hiszpanii, lub chociaż wyjechać na miesiąc, bądź dwa.
  7. Nie ukończenie studiów zawsze będę uważała za największą porażkę w moim życiu.
  8. Jestem wredna i złośliwa, kiedy ktoś na to zasłuży to nawet bardzo.
  9. Kiedy kocham to całkowicie, bezgranicznie.
  10. Nie wyobrażam sobie życia bez książek, lubię je dotykać, ustawiać, przestawiać, głaskać, mieć. I czytać! Oczywiście czytać też.
  11. Mam anorektyczne spojrzenie na swoje ciało, nie pomaga waga, rozmiar ubrań, nic.
  12. Uważam, że wieczór z książką i dobrą herbatą to cudownie spędzony czas, obojętnie od dnia tygodnia.
  13. Rozmawiam ze zwierzętami, tak jak z ludźmi.
  14. Zdarza mi rozmawiać z rzeczami, ale ćśś :)
  15. Większość mojej szafy jest w kolorze czarnym, szarym i fioletowym. Inne kolory można spotkać w pojedynczych sztukach.
  16. Chciałabym się zdrowo odżywiać, ale nie potrafię być w tym postanowieniu konsekwentna.
  17. Uważam, że uprzejmość, nawet dla obcych ludzi, nic nas nie kosztuje i warto o tym pamiętać.
  18. Jestem sentymentalna, bardzo, okropnie.
  19. Muszę być przykryta, gdy śpię. Nawet w lato, co bywa kłopotliwe.
  20. Nie lubię oglądać telewizji.
  21. W całym życiu wypaliłam może z 5 papierosów.
  22. Uwielbiam wszelkiego rodzaju prace manualne/plastyczne. Kolorowanie, składanie, wycinanie, wyszywanie itd.
  23. Jestem dosyć zamknięta w sobie. Ciężko mi zaufać innym, mówić o swoich uczuciach.
  24. Chcę się doskonalić, być lepszą osobą (mam dla kogo się starać :)).



wtorek, 6 września 2016

Tahereh Mafi - Dotyk Julii

Autor: Tahereh Mafi
Tytuł: Dotyk Julii
Oryginalny tytuł: Shatter Me
Cykl: Dotyk Julii
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2012
Rok wydania oryginału: 2011
Ilość stron: 336
Cena z okładki: 34,90 zł
Ocena: 7/10



Przyznam się, że dosyć sceptycznie podchodziłam do tej książki. Spodziewałam młodzieżowego romansidła z nutą fantastyki w tle. Jednakże, zachęcona bardzo pozytywnymi opiniami innych czytelników, skusiłam się i... Jestem zachwycona.

Główna bohaterka, siedemnastoletnia Julia jest zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. Nie ma kontaktu z innymi ludźmi, ani ze światem zewnętrznym. Jest odizolowana, ponieważ zagraża społeczeństwu. Jej dotyk zabija. Od ponad 260 dni żyje zupełnie sama w niewielkiej celi, gdzie każdy dzień wygląda tak samo. Udaje jej się nie zwariować dzięki notatnikowi, gdzie zapisuje wszystkie swoje przemyślenia oraz małemu oknie, przez które może patrzeć na fragment nieba i czekać aż zobaczy lecącego ptaka. Ale nie ma już zwierząt, które by latały. Kilka lat wcześniej, przez nadmierną ingerencję człowieka, natura zaczęła wariować. Władzę nad światem przejął Komitet Odnowy, który pod pozorem odnowy Ziemi, wprowadził na niej terror wśród mieszkańców, którzy muszą żyć w wyznaczonych osiedlach w ciągłym strachu.

Możecie sobie wyobrazić żyć z myślą, że nigdy nie będziecie mogli bezpiecznie kogoś dotknąć? Że nikt nie będzie mógł dotknąć Was? Że przez zupełny przypadek można kogoś skrzywdzić...

Książka jest napisana w pierwszej osobie w czasie teraźniejszym, co powoduje, że łatwiej nam się utożsamić z główną bohaterką. Emocje wręcz wylewają się ze stron i otulają czytelnika. Julia wypowiada się używając ogromnej ilości rozbudowanych metafor i barwnych porównań. Sama zazwyczaj nie przepadam za takim stylem, ale w tym wypadku jest to niesamowite. Mnogość użytych środków stylistycznych pasuje do tej książki. Pasuje do Julii. Nie można się oderwać od czytania, chyba że po to, żeby wziąć głęboki oddech ;)

Bohaterowie, choć w większości młodzi, przez świat, w jakim im przyszło żyć, zachowują się nad wyraz dojrzale. Pojawia się również wątek miłosny (jakby mogło go nie być), ale jest on wykreowany bardzo przyjemnie. Fabuła może nie zaskakuje, ale nie pozwala nam się nudzić ani chwilę. Nie jest to książka, która zdyskwalifikuje wszystkie inne, jakie dotąd przeczytaliście i wpadnie rozmachem na podium, lecz mimo to uważam, że naprawdę warto. Czyta się ją na tyle przyjemnie, że na pewno nie będą to zmarnowane chwile. Dotyk Julii to świetny debiut Tahereh Mafi i był pisany z myślą o serii, więc lepiej zaopatrzcie się od razu we wszystkie tomy, żeby nie było przykrej niespodzianki.  

wtorek, 7 czerwca 2016

O tym jak drobnostki potrafią zmienić dzień


Siedząc sobie w pośrednictwie pracy (chyba tak to się nazywa) i czekając aż Pani zorganizuje rozwiązanie umowy o pracę, nie ukrywam, byłam dosyć smutną lisiczką. Musiałam zrezygnować z kolejnej pracy z powodów niezależnych ode mnie, czułam się dosyć średnio, a pogoda była taka, jakby niebo miało spaść nam na głowy za moment (albo któryś ze słoni miał gorszy dzień i się wiercił ;). W każdym razie siedziałam sobie jako taka mała, przybita sierotka na krzesełku, a przechodzący obok Pan, gdy zrównał się ze mną, powiedział "smile". Tylko jedno słowo. A raczej było to coś w stylu "smaaaajl". I nie to żeby mnie podrywał, bo powiedział to w zasadzie do mojego ucha, po prostu tak o. Niby nic, ale takie miłe.. 


Dawno mnie nie było, stęskniłam się :) 
A ile książek przeczytałam ostatnio.. Średni ostatni Pratchett, ale Zwiadowcy <3 Jest o czym pisać, natomiast Ziemiomorza chyba nigdy nie skończę.. A tu kolejna cegiełka czeka tej Pani





niedziela, 6 marca 2016

I see you in my dreams


Eh, smuteczek, nie ma czasu, by bzdurzyć tutaj. Znaczy pisać niesamowicie ciekawe rzeczy :) 
A czytam mniej niż książkę na tydzień, to boli.. 

sobota, 30 stycznia 2016

But it’s never enough no

Ajj, przerwa się troszeczkę przeciągnęła, przepraszam. Ale każdemu należy się czasem urlop, prawda? Prawda Lisku, prawda.. A styczeń upłynął specyficznie. Sporo spacerów, takich piętnastotysięcznych pod względem kroków, w deszczu, mrozie, śniegu oraz roztapiającym się śniegu. Ale chyba deszcz był najlepszy.. Spacery w deszczu mają coś takiego w sobie.
I sporo czytania też się udało. Jeśli ktoś odpadł w trakcie i zraził się do Metra 2033 to polecam przebrnąć, dalej jest lepiej, a ostatni tom 2035 jest całkiem dobry.
I założyłam sobie (w sumie to było założone już dawno, ale zaczęłam używać) konto na lubimyczytać.pl i polecam. To fantastyczne, chociaż przypomnieć sobie co się czytało jest, wbrew pozorom, okropnie trudne. Ale udało mi się już odkopać parę takich rzeczy, które pamiętałam jak przez mgłę i jestem z siebie dumna. Choć pewnie będę zbierać te książki jeszcze długo :)


poniedziałek, 4 stycznia 2016

I can't believe you're gone

Warto pamiętać o czyichś urodzinach. Imieninach. Innych okazjach, nawet jeśli główny zainteresowany średnio je obchodzi. Ale to zawsze jest miłe, że ktoś pamięta... Odwiedzić na moment, zadzwonić chociaż. To w zasadzie nic nie kosztuje, a jednak jest niezwykle cenne. Na wypadek jakby się coś stało... I nie było już więcej okazji. Czasu. Nie będzie się wtedy miało wyrzutów sumienia do końca życia.

Warto odwiedzać bliskich i dzwonić bez okazji. Żeby potrafić sobie przypomnieć, kiedy ostatnio się z tym kimś rozmawiało...