sobota, 24 października 2015

Śniadaniowy pudding z kaszy manny


Śniadanie, które przygotowuje się poprzedniego dnia wieczorem, a rano wystarczy wyjąć z lodówki. Czyli idealne dla zapracowanych, zaspanych i wszystkich mało aktywnych o wczesnych porach :)

- 3 łyżki kaszy manny
- 300ml mleka
- 2 łyżki wiórków kokosowych (można pominąć)
- 2 łyżeczki dżemu (tutaj truskawkowy, może być każdy inny, świeże owoce lub można pominąć)
- 1 łyżeczka cukru

Mleko wlewam do garnka, dodaje cukier i kaszę. Nigdy nie czekam aż mleko mi się zagotuje, by dodać kaszę, wrzucam na zimne. Nie widzę żadnej różnicy w sposobie gotowania, a przynajmniej nie mam problemów, że mleko chce mi wyjść z garnka jak dorzucam kaszę ;)
Gotuję aż zgęstnieje. Tak mniej więcej do konsystencji jogurtu greckiego lub gęstej śmietany.
Zdejmuje z kuchenki, dodaje wiórki i mieszam.
Do miseczki opłukanej wodą (od takiej łatwiej odchodzi nasz pudding) wlewam około połowy masy, dodaje dżem na środek i przykrywam pozostałą częścią.
Zostawiam na wierzchu aż wystygnie i później chowam do lodówki na noc.

Jak ktoś nie przepada lub ma uraz z dzieciństwa związany z kaszą manną (w przedszkolu podawali mi kaszę polaną sokiem, fuj) to tutaj jej prawie nie czuć. W ciągu nocy całość się ładnie zsiada i jest bardzo delikatne w smaku. Wydaje mi się, że z tym puddingiem można bardzo rozlegle eksperymentować dodając różne rzeczy. Ja zrobię na pewno jeszcze nie raz :)

wtorek, 20 października 2015

Książki, książki, więcej książków



Spakowałam tonę książek, ale cosik dla siebie udało mi się wybrać. Wstyd, że nie czytałam niektórych rzeczy, wiem, ale lepiej późno niż wcale :) Niektóre wzięłam, bo.. Tak, po prostu mnie zainteresowały. Wszystkie są starsze od Lisiczki ^^ Wytarłam każdą po kolei szmatką, nabrały trochę kolorów, okładki im się powyginały, w końcu to pierwsza wilgoć od 20 lat. Ale już mnie kochają, to widać po nich. Znalazłam im miejsce na półeczce i jest ślicznie. 

A przy okazji można znaleźć takie o to skarbusie ukryte w książkach :) 


Kiedy ja to wszystko przeczytam..? 

czwartek, 15 października 2015

Domowe mleko z orzechów laskowych



Około szklankę orzechów, jak widać niespecjalnie dokładnie obranych, zalałam na noc wodą i wstawiłam do lodówki. Może i bym je dokładniej obrała, ale po rozłupaniu tylu orzechów miałam dość. Polecam nająć do tej części pracy jakiegoś mężczyznę, ja niestety nie miałam żadnego egzemplarza w pobliżu. 

Rano (dosyć późno rano, bo o nich zapomniałam ;)) wypłukałam je dokładnie na sitku pod bieżącą wodą.

Wrzuciłam do blendera całość i zalałam 1,5 szklanki letniej wody (około 300 ml) na coś koło 2 minutek. To zależy od blendera, po prostu aż orzechy będą rozdrobnione. 

Powstałą masę przelałam przez gazę rozłożoną na sitku i odcisnęłam.  

Odciśnięte orzechy jeszcze raz wrzuciłam do blendera i zalałam około połową szklanki letniej wody i jeszcze ciut, bo mój blender jest złośliwy, i nie chce pracować jak ma mało płynu. 

Znowu przelałam, a raczej przy drugim razie głównie odcisnęłam i voila gotowe


Pierwsze wrażenie? Lekkie zdegustowanie :D Niestety. Ja jestem osobą, która nie lubi tłustych rzeczy, wręcz nienawidzi. A to mleko w tych proporcjach jest strasznie tłuste. Ja wiem, orzechy, to takie będzie. Ale nie wylałam :) W smaku jest orzechowe (eureka), ale takie mocne, spodziewałam się łagodniejszego smaku. 

Do czego zużyłam? 

Mleko do kawy. Nescafe, moja standardowa smakuje zupełnie inaczej z samym takim mlekiem. Do kawy zbożowej również. Ale bardziej mi smakowała opcja pół na pół z mlekiem krowim. Albo nawet 2 orzechowego do 3 krowiego. Wtedy daje taki delikatny posmak kawie, pyszny :) 

Mleko i zmielone orzechy do płatków. 3 łyżki płatków owsianych, 2 łyżki orzechów, płaską łyżkę kakao, łyżeczkę cukru zalałam około szklanką mleka. Gotowałam tak jak zawsze płatki owsiane i wyszło całkiem niezłe śniadanie. W konsystencji przypominało mi trochę połączenie płatków i kaszy manny, bo te drobno zmielone orzechy tak zadziałały ;) 

Zmielone orzechy do jogurtu z owocami. Jak zwykle do jogurtu naturalnego dodaje otręby, to tym razem dodałam trochę tych orzechów i była to przyjemna odmiana. 


Czy zrobię ponownie? Pewnie tak, ale coś pozmieniam proporcje żeby było bardziej wodniste i może jakiś cukier, jakiś słodzik, bo na słodko jest dużo lepsze dla mnie :) 

poniedziałek, 12 października 2015

Zaczarowany las - kolorowanka


Johanna Basford - Zaczarowany las. Kolejna miłość. Musiałam coś kupić żeby nie zacząć kolorować kalendarza przed styczniem i jest tak ogromny wybór takich kolorowanek. Byłam w szoku, ale wybrałam coś, co zostało wydane w ostatnim czasie i jestem bardzo zadowolona. Wzory są cudowne :) Mimo padania na pysiek po przyjściu do domu zaczęłam od jeżyka, bo aż łapki się rwały do tego. I może ja dziwnie koloruje, może jest coś nie tak ze mną, ale nawet taki jeż zajął mi dosyć sporo czasu. Ale nie, nie, nie uważam tych paru godzin za zmarnowane, pod żadnym pozorem :) 

Cena z okładki to 24,90 i za tyle kupiłam. 96 stron w miarę grubych, ale rysunki są po obydwóch stronach kartki, więc mogłyby być trochę grubsze. Tak, tak, narzekam :) I miękka okładka, więc na kolorowanie w podróży też się średnio nadaje. 




Kredek używam takich dokładnie, tylko tych. Przy zakupie kierowałam się tym, żeby były miękkie (super soft)



sobota, 10 października 2015

Królestwo Zmierzchu (podsumowanie, lisicowe wywody)


Skończyłam czytać Królestwo Zmierzchu Toma Lloyd'a. Całe 5 tomów, w zasadzie wczoraj wieczorem. Praktycznie dzisiaj rano dokończyłam epilog. Czemu tak na raty? Bo tego ostatniego tomu nie byłam w stanie przeczytać "na raz". Odkładałam, grymasiłam, denerwowałam się.
Polecam, to niepodważalnie, ale.. Ah, jest tyle ale.. Postaram się pisać ogólnikowo, ale nie obiecuję, nie radziłabym tego czytać osobom, które się zastanawiają nad serią. Do tego może wystarczy to: klik!

Jakie jest Królestwo Zmierzchu? Porywające, ciekawe, rozbudowane, wciągające. Ilość miejsc i bohaterów o jakich nam opowiada autor jest bardzo pokaźna. Lokalizacje urzekają, a postacie ukazują przed czytelnikami dusze. Opisy emocji i przeżyć powodują, że nawet ktoś, kto jest tylko chwilowo w powieści, zyskuje naszą sympatię. A niektórzy kradną serce, od początku i niezaprzeczalnie, Mihn, Zhia, Doranei. Ah, ten Doranei.. Będzie mi się śnił po nocach chyba ;)

Główny bohater początkowo jest chłopcem, który żałuje tego, że jest wyjątkowym białookim, bo powoduje to same szykany. Zmienia się w następcę tronu, którego ludzie szanują. Dostrzega, że może w życiu zdziałać coś wielkiego. A to nie jest jego ostatnia metamorfoza w cyklu. Isak jest osobą, która potrafi poświęcić wszystko dla innych. Według mnie jest bardzo dobrze wykreowaną główną postacią, nie daje nam się nudzić ani przez chwilę.

Bogowie. Hm, to nie pierwsza seria, którą czytałam, w której bogowie nie są do końca idealni. Ci z Krain snują swoje intrygi mieszając w to śmiertelników. W trakcie zapominają, że ktoś może spiskować przeciwko nim, a to przecież już kiedyś się wydarzyło w historii. Akurat bogowie według mnie mogliby się częściej pojawiać. Niektórych poznaliśmy bardziej, ale większość tylko z imienia. (5 grubych tomów i mało jej).

Od pierwszego tomu widać, że było to pisane z myślą o serii, cyklu. I trzeba tak to czytać. Czasami czegoś autor nie wyjaśnia od razu, ale wystarczy poczekać i już wszystko wiemy. Przerwy między tomami nie zawsze są długie, czasem trwają jeden oddech. Proponuję zatem zaopatrzyć się w całą serię i wtedy zacząć czytać :) Czasami autor sam zapomina o tym, że to cykl i nam przypomina o rzeczach, które wiemy. Ale nie takich konkretnych, gdzie dany bohater był w poprzednim tomie, że teraz jest tu, ale np. o tym, że ma taki i taki charakter, dlatego powiedział to i to. Panie Tomie, my to wiemy, my czytaliśmy poprzednie tomy.

Nie wiem, co mam napisać. Naprawdę bardzo rzadko tak mam, że po skończeniu książki czuję.. Pustkę? Chyba to dobre określenie... Przez ostatni miesiąc żyłam Krainami, magią czaszek, śmiertelnymi aspektami bogów, wampirami, smokami, miłościami, przyjaźniami, pojedynkami i masą, masą innych cudownych rzeczy. Przepadłam w ten świat całkowicie i nie wiem, kiedy sięgnę po jakiś inny tytuł.


Strasznie zagmatwane, ale dokładnie tak mam w głowie :) Polecam koniecznie, każdemu, kto lubi fantastykę. Autor może nie jest mistrzem pióra, ale więcej jest plusów.

Nie zapominajmy o Hulf'ie, zrobił robotę :) 

niedziela, 4 października 2015

Koktajl z kaszą jaglaną


- pół woreczka ugotowanej kaszy jaglanej, czyli 50g (Lis leniuch, dlatego z woreczka)
- jeden banan 
- "mleko" sojowe waniliowe (podejrzewam, że może być każde inne) około 200ml (ja daje tak, żeby mieć około 500ml całości w blenderze)

Wszystko do blendera i wychodzi przepyszny, kremowy koktajl. Idealny na śniadanie :)


Ja do tego zrobiłam sobie moją ulubioną w ostatnim czasie kawę i już jej nie słodziłam, bo to mleko ma w sobie dużo cukru. Pychotka :D



W tym momencie to chyba mój ulubiony koktajl. Gotowanie kaszy trochę zajmuje, ale może być taka, która została z poprzedniego dnia. Sprawdzałam, też jest pyszne :) Polecam 

piątek, 2 października 2015

Tom Lloyd - Siewca Burzy

Autor: Tom Lloyd
Tytuł: Siewca Burzy
Oryginalny tytuł: The Stormcaller
Cykl: Królestwo Zmierzchu
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2008
Rok wydania oryginału: 2006
Ilość stron: 496
Cena z okładki: 39,90 zł
Ocena: 8/10




Istnieje świat, gdzie co pewien czas rodzą się dzieci z białymi tęczówkami. Białoocy, bo tak są nazywani, już od pierwszych chwil życia górują wielkością nad normalnymi ludźmi. To powoduje, że kobieta rodząc takie dziecko, najczęściej ginie. Tak właśnie przyszedł na świat nasz główny bohater, Isak. Poznajemy go w momencie, gdy podróżuje z taborem, jest pogardzany przez wszystkich współtowarzyszy, nawet ojca. Tylko jeden człowiek, były żołnierz, zwraca się do chłopca z szacunkiem. Isak marzy, że tak jak on, dostanie się pałacowej, elitarnej wojskowej jednostki. Jednakże bogowie, którzy rządzą światem, mają inne plany. Białooki staje się pionkiem na planszy w ich grze, a zostaje wrzucony w samo jej centrum, w bardzo trudnym okresie dla tych krain.

Od razu widać tutaj popularny motyw "od zera do bohatera", jednak w tym przypadku nie jest to takie banalne. Autor wykreował naprawdę rozległy świat ze sporą ilością bohaterów, polityką i bogami. To, plus skakanie z wątku na wątek oraz niedopowiadanie pewnych rzeczy, na początku potrafi trochę zdezorientować, lecz trzeba mieć na uwadze, że książka była pisana jako pierwszy tom z serii. Wszystko się wyjaśnia z czasem. Miałam mieszane uczucia przez pierwsze kilkaset stron, ale później świat mnie całkowicie oczarował i porwał ze sobą. Siewca Burzy jest bardzo dobrym fantasy, wciągającym i urzekającym swą fabułą oraz kreacją świata. Jestem przekonana, że każdy zwolennik tego gatunku będzie zadowolony z tej lektury.

To debiutancka powieść Toma Lloyda, ma kilka wad, lecz zalety stanowczo nad nimi górują. Po skończeniu, od razu ma się ochotę wziąć do rąk drugi tom z cyklu Królestwa Zmierzchu. Polecam gorąco każdemu, kto chce zatracić się w fantastycznym świecie, poczuć konsekwencje wyborów bohaterów, trochę poczarować oraz wiele, wiele więcej :) 


Dopiero się uczę pisać takie rzeczy, proszę o rady i sugestie :)